Fundacja Oikonomos
2019.09. 25

Więcej o książce Sergiusza Hackela "Matka Maria (1891-1945)"


Tym razem chcielibyśmy napisać więcej o książce, która była inspiracją do powstania realizowanego obecnie przez naszą Fundację projektu pt. „Nikt nie może być dla nas kolejnym numerem" - warsztaty teatralne i spektakl na podstawie książki "Matka Maria (1891-1945)"”. Była to wydana przez nas w 2008 roku wspólnie z Prawosławną Diecezją Białostocko-Gdańską książka „Matka Maria (1891-1945)” Sergiusza Hackela. Została ona przetłumaczona na język polski przez ks. dra Henryka Paprockiego. Książka jest opowieścią o losach Jelizawiety Skobcowej, zwanej Matką Marią, poetki, autorki 4 tomików wierszy, działaczki politycznej, a potem emigrantki i zakonnicy, która prowadząc na pozór świeckie życie prowadziła akcje charytatywne i ratowała Ĺťydów podczas II wojny światowej. Zginęła w obozie w RavensbrĹąck oddając życie za jedną z więźniarek.

Dlaczego to właśnie ta postać zasługuje na upamiętnienie i przybliżenie szerszemu gronu? Najlepiej nasz wybór uzasadni "Słowo od tłumacza", które znajduje się na końcu książki:
 
MATKA MARIA Z ULICY LOURMEL

Ĺťycie tej fascynującej kobiety wydaje się czymś nieprawdopodobnym. Uznana poetka, przyjaciółka Anny Achmatowej, Aleksandra Błoka i Wiaczesława Iwanowa, nagle porzuca wszystko i zostaje zakonnicą. Jej życie wymyka się nie tylko hagiografom, ale także historykom. Zwykle twierdzi się, że wstrząs spowodowany śmiercią dwóch córek i rozpadem drugiego małżeństwa wpłynął na decyzję złożenia ślubów zakonnych. Wydaje się to uproszczeniem. Jej chęć pomagania innym i ratowania ginących jest już widoczna w młodości, zwłaszcza w decyzji zawarcia pierwszego małżeństwa w celu uratowania przyszłego męża od alkoholizmu. Jej macierzyństwo, traktowane jako pomaganie wszystkim bez wyjątku, jest też widoczne w odczuciach Błoka, który bez wątpienia fascynował się nią (a może i kochał) z udręką i oczekiwaniem jej macierzyńskiej opieki. Jak sama mówiła: „Chciałabym ich wszystkich – narkomanów, alkoholików, bezrobotnych, bezdomnych i chorych – przytulić i pocieszyć”. Ona, tak bardzo ceniona w salonach literackich, być może największa rosyjska poetka religijna, odrzuca cały blichtr tego świata i pyta swojego biskupa, czy ona, mająca za sobą dwa nieudane małżeństwa, może zostać zakonnicą, ale taką zakonnicą, która nie będzie mieszkać w klasztorze, która będzie zajmować się „ludźmi z marginesu”. Matka Maria w okresie międzywojennym sama przygotowywała do pięciuset obiadów dziennie. Sama też przynosiła produkty do przygotowania tych obiadów. Zdumiewa, że w takich warunkach pozostawiła po sobie prawie tysiąc stron (!) wierszy i prozy oraz kilkaset stron tekstów filozoficznych, teologicznych oraz odnoszących się do charytatywnej działalności Kościoła. Matka Maria całkowicie poświęciła się realizowaniu drugiego przykazania Ewangelii: „Będziesz miłował bliźniego, jak siebie samego” (Łk 10, 27). Przykazanie to realizowała w perspektywie słów Chrystusa z Sądu Ostatecznego: „Bo byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem chory, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie” (Mt 25, 35-36). Była głęboko przekonana, że „sakrament ołtarza”, czyli Eucharystia, jest nieodłączny od „sakramentu brata”, czyli pomagania bliźniemu.

Jej życie dla konserwatywnych przedstawicieli emigracji było jednym skandalem lub szaleństwem (nie słyszeli widocznie o słowach Pawła Apostoła „My, szaleni dla Chrystusa”, 1 Kor 1, 23). Znalazła jednak grono oddanych przyjaciół, a wśród nich znakomitego historyka Jerzego Fiodotowa, wspaniałego literaturoznawcę Konstantyna Moczulskiego i wielkiego filozofa Mikołaja Bierdiajewa. Bierdiajew, bardzo oszczędny w opiniach na temat innych ludzi, o niej jednej bez wahania napisał „święta”. Jednak zawsze, bez żadnych warunków i zastrzeżeń, mogła liczyć na poparcie swego biskupa. Zapamiętano ją w porwanym i brudnym stroju zakonnym, w rozdeptanych butach, niosącą worek z żywnością. Zapamiętano ją, jak wyciągała z melin narkomanów i spędzała noce w kawiarniach, rozmawiając z ludźmi zrozpaczonymi i pozbawionymi wszelkiej nadziei. Zapamiętano ją, jak odwiedzała chorych w szpitalach, jak wygłaszała płomienne teksty nawołujące do realizowania chrześcijaństwa w swoim życiu. Chciała całkowicie poświęcić się bliźnim.

Jest coś znaczącego w tym, że w przeddzień pięćdziesiątej rocznicy jej śmierci w piwnicy domu Mikołaja Bierdiajewa w Clamart znaleziono walizkę jej matki z uważanym za zaginiony rękopisem Matki Marii „Typy życia religijnego”, w którym poddała zjadliwej krytyce fałszywe typy pobożności. Natomiast w przeddzień sześćdziesiątej rocznicy jej śmierci i kanonizacji odnaleziono ogromny zbiór zdjęć, a nawet niewywołanych filmów, które ją przedstawiają.

Wiemy, że często bywała w domu Mikołaja Bierdiajewa w Clamart i brała udział w słynnych dyskusjach filozoficznych. Być może, było to wytchnienie od codziennych kłopotów i nadludzkiej pracy. Być może, wewnętrzna potrzeba brania udziału w życiu intelektualnym. W swoim pokoju pod schodami w domu na ulicy Lourmel przyjmowała wszystkich, w przerwach pisała wiersze, jedne z najpiękniejszych w literaturze rosyjskiej. Opisała też swoje doświadczenia z rewolucyjnej młodości, dziecięce spotkania z Konstantynem Pobiedonoscewem, a także pisała artykuły wskazujące na duży talent filozoficzny i teologiczny. Zwłaszcza jeden z nich – „Drugie przykazanie” – stanowi istotny wkład do współczesnej teologii.

Ta zdumiewająca kobieta w warunkach kryzysu ekonomicznego i przy całkowitym braku pieniędzy zorganizowała cztery ośrodki pomocy, w tym dom dla starców, dom dla bezdomnych małżeństw i stołówkę dla bezdomnych… Matka Maria stała się właściwie instytucją charytatywną w Paryżu. Nie zwracała uwagi na zarzuty „zdrady monastycyzmu”. Ufała każdemu człowiekowi, nawet wrogom. Już to wystarcza, żeby uznać ją za postać niezwykłą. Jednak to, co wydarzyło się w czasie II wojny światowej, wydaje się nieprawdopodobne. A jednak się zdarzyło. Kiedy w okupowanej Francji rozpoczęły się prześladowania Ĺťydów, Matka Maria postanowiła ich ratować. Przejmowała bezdomne dzieci, których rodziców już wywieziono do Auschwitz. Jako zakonnicy udało się jej dostać na welodrom zimowy, na którym zgromadzono Ĺťydów przed wywózką do obozu zagłady i wynosiła dzieci w pojemnikach na śmieci. Wiemy na pewno o sześciu wyniesionych. Wiemy też, że było ich więcej. A potem wraz z proboszczem na Lourmel, ojcem Dymitrem Klepininem, rozpoczęła wydawanie setek fałszywych metryk chrztu. Przez dom na Lourmel i przez dom w Noisy-le-Grand przewinęły się tłumy uciekinierów z obozów i więzień oraz zbiegłych jeńców wojennych. Nie wiadomo, ilu ludzi uratowała. Ĺťona ojca Dymitra Klepinina w ostatniej chwili przed rewizją wrzuciła do pieca księgę chrztów. Często uratowani nawet nie wiedzieli, kto ich uratował. Wszyscy organizatorzy tej akcji zostali aresztowani. I wszyscy zginęli w obozach zagłady.

Matka Maria nawet w obozie zagłady potrafiła stworzyć namiastkę wolności, kółka czytania Biblii i dyskusji. Jej śmierć też wymyka się hagiografom i historykom. Czy zgłosiła się dobrowolnie na śmierć za inną więźniarkę, czy też została skierowana do komory gazowej? Jej śmierć nie tylko wymyka się hagiografom i historykom, ale staje się symbolem. Została zamordowana w Wielką Sobotę, 31 marca 1945 r., na dwa dni przed wyzwoleniem obozu, gdy już było słychać kanonadę artylerii rosyjskiej. Jej towarzyszki niedoli z Ravensbrück napisały, że piekło obozu potrafiła przemienić w radość życia. Uratowani z zagłady w jej imieniu zasadzili drzewo w Yad Washem w Jerozolimie. Dziwnie brzmią słowa dokumentu potwierdzającego zasadzenie drzewa: „Elżbieta Skobcowa (Matka Maria) w zagrożeniu swego życia ratowała Ĺťydów w czasie Holokaustu. Zasadziła drzewo w alei sprawiedliwych”. Matka Maria zasadziła to drzewo zanim powstał Instytut Yad Washem. Zasadziła to drzewo, kiedy uratowała pierwsze żydowskie dziecko lub też, gdy wydano pierwszą fałszywą metrykę chrztu. Wiedziała, czym jest nazizm. Napisała o nim artykuł po przeczytaniu „Mein Kampf” Hitlera. Nie zawahała się ani przez chwilę.

Zaraz po wojnie współwięźniarki z Ravensbrück, uratowani Ĺťydzi, a także jej przedwojenni podopieczni z Lourmel nie szczędzili wysiłków, żeby pamięć o tej niezwykłej kobiecie nie zginęła. Publikowano systematycznie jej poezje i inne teksty, napisano o niej wiele książek, powstało kilka filmów. Nikt nie miał wątpliwości, że była wyjątkową kobietą, po śmierci rosła jej legenda. Czekano też, kiedy Kościół podejmie decyzję o jej kanonizacji. Stało się to w 2004 roku. Kanonizowano Matkę Marię z ulicy Lourmel, jedną z najbardziej niezwykłych kobiet XX w. Wraz z nią kanonizowano jej syna Jerzego i ojca Dymitra Klepinina (zginęli w Buchenwaldzie) oraz Eliasza Fondaminskiego (zginął w Auschwitz). Nie ma już historycznego domu na ulicy Lourmel. Na nowym domu umieszczono tablicę pamiątkową: „Tutaj stał dom i kaplica Opieki Matki Bożej fundacji ‘Prawosławnego Dzieła’ na rzecz biednych, gdzie pracowali Matka Maria Skobcowa (1891-1945) i Ojciec Dymitr Klepinin (1900-1944). Aresztowani w 1943 roku przez Gestapo za pomoc niesioną Ĺťydom, zmarli w obozach”.

Naziści spalili ich ciała w krematoriach. Pozostała jednak pamięć o nich i to, co udało im się osiągnąć w warunkach piekła zagłady. Miłość Matki Marii okazała się silniejsza od śmierci. „Bo miłość silniejsza jest od śmierci” (Pnp 8, 6). Matka Maria z ulicy Lourmel zwyciężyła. Nie ci, którzy byli jej katami.

ks. Henryk Paprocki







Zadanie pt. "Nikt nie może być dla nas kolejnym numerem" - warsztaty teatralne i spektakl na podstawie książki "Matka Maria (1891-1945)" dofinansowane jest ze środków z budżetu Miasta Białegostoku. Zadanie współfinansowane ze środków Województwa Podlaskiego.